Piękny pierwszy dzień jesieni to dobry dzień na
zakończenie przerwy wakacyjnej. Potrzebowałam odpoczynku od wirtualnego świata,
co wcale nie znaczy, że nic nie robiłam ;). Lawendowa plantacja poważnie nam
się rozrosła, scrapów też kilka powstało. Ale wszystko w swoim czasie i po
kolei.
Kroki zbliżającej się jesieni słyszałam już od
dwóch tygodni. Moje pierwsze w tym roku oznaki zmieniającej się pogody to zupy
i druty. Zupy wracają do naszego menu po lecie, druty wyjrzały z kąta i
przypomniały, że czas skończyć szalik. O rzeczach tak oczywistych jak zmiana
kolorów wokół, kasztany i zbieranie warzywnych plonów nie wspominając. Uwielbiam
wrześniową pogodę, kiedy mogę wygrzewać się w słońcu i patrzeć jak żółte liście
tańczą na wietrze. Lubię też wrześniowe wieczory, jeszcze ciepłe, ale już
trochę dłuższe.
W świecie, w którym w połowie września z półek
sklepowych atakują czekoladowe mikołaje, a w gazetce rozdawanej klientom
drogerii przeczytamy jak wiarygodnie udawać orgazm, obcowanie z przyrodą, obserwowanie
zmieniającej się pory roku pozwala mi utrzymywać równowagę.
Na koniec kawałek tekstu „Sistars”, który
towarzyszył mi całe wakacje. Orange Warsaw Festival odcisnął się mocno w mojej
głowie, przez miesiąc codziennie budziłam się śpiewając. Aż mnie na papier
przeniosło J
Ciepłego wieczoru.
u. >I<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz