Wciągnęłam się w journalowanie, a to wszystko za sprawą SODAliciousowych notesów
--->klik. Nie jestem usatysfakcjonowana z tych zdjęć, ale poznajemy się z moim polaroidem dopiero, więc biorę poprawkę na efekt ostateczny. Wpis powstał przy okazji wywiadu dla Noomiy, ale zapomniałam na śmierć go sfotografować :). Inspiracją była piosenka i teledysk Sistars.
Na sodowym blogu drugie wyzwanie art-journalowe - STRES
--->klik. Temat bliski chyba każdemu, bo kto z nas nie zna uczucia tony kamieni na plecach albo zaciskającej się obręczy wokół klatki piersiowej?
Ostatnio moim najczęstszym źródłem stresu jest remont. Dla równowagi staram się wyobrażać sobie jak dobrze będzie mi się mieszkać w wykończonym już domu. Z poddaszem, gdzie będzie miejsce i na biurko i na maszynę i na ciemnię :). Ale nie będę ukrywać... czasami czuję się jakbym waliła głową w mur. Dwa dni temu rozbawiło mnie do łez słowo wstępu od pani redaktor naczelnej Teresy Jaskierny w najnowszej Werandzie Country. Przytaczam fragment, bo idealnie oddaje moje aktualne frustracje.
"(...) stary grab odmówił po zimie powrotu do życia i trzeba będzie go wyciąć. Dzwonię więc, tak jak kiedyś, do leśniczego (niezwykle przystojny mężczyzna z wąsami, w kapeluszu z piórkiem) i namawiam na wizytę w moim lesie.
- A niestety - wzdycha mój lekarz drzew - to już nie ja! Teraz drzewami zajmuje się gmina. Musi pani pójść do wydziału ochrony środowiska... Cóż było robić. Biegnę więc tam nazajutrz, pukam nieśmiało i wchodzę. W pokoju siedzi dama wystrojona w różowy sweterek i spożywa wysokokaloryczny gorący posiłek z plastikowej foremki rozłożonej na stosie dokumentów... Chcę się wycofać, ale ona gestem nie znoszącym sprzeciwu każe mi usiąść i pomiędzy kęsami kapusty ze schabowym rzuca, krótkie wojskowe pytania: adres, rodzaj, stan i wiek drzewa, forma własności???
- No tak, to do mnie - wdycha po przesłuchaniu, odkładając widelec i sięgając po wykałaczkę. - Pójdzie pani do kancelarii, weźmie druk, napisze podanie, dołączy mapkę z zaznaczonym drzewem, opisze powód, dołączy wypis z rejestru gruntów, odpis aktu nabycia działki i złoży to wszystko w kancelarii. Odpowiedzi udzielimy po 30 dniach.
- A kto obejrzy drzewo, leśniczy? - pytam mało przytomnie.
- Ja, ja, proszę pani!!! - odpowiada dama nieco zdenerwowana, pewno tym, że musi w mojej obecności dłubać w zębach. Wychodzę lekko skołowana. Parę lat temu wycinaliśmy chore sosny. Leśniczy pojawił się w dzień po telefonie, wypisał zezwolenie i poradził, co zrobić, żeby reszta drzew nie chorowała, dał nam namiary na fajną szkółkę, gdzie kupiliśmy młode sosny na miejsce wyciętych. Cała operacja trwała godzinkę. Komu to przeszkadzało!!! Wierzyć się nie chce, co potrafią wymyślić urzędnicy, żeby ludziom zatruć życie. Wypadam przed budynek zaczerpnąć świeżego powietrza i zderzam się z sąsiadką. Trzęsąc się ze złości idzie po raz trzeci uzupełnić papierzyska do zgłoszonego remontu zabytkowego domu, w którym mieszka.
- Gdybym wiedziała, w co się pakuję, w życiu bym nikogo nie zawiadamiała, że chcę zmienić okno w kuchni!!! Co mi strzeliło do głowy - jęczy i przewraca oczami."
W mojej wersji zamiast zabytkowego domu byłby dom stojący w kawałku puszczy objętym programem Natura 2000, a zamiast damy w różowym sweterku byłby pan, który na każde moje pytanie robi "baranie oczy" i odpowiada: nie wiem.
Leniwej soboty,
u. >I<