czwartek, 23 września 2010

LAWENDOWE SNY cz.I - początki

Tak, jak wcześniej wspomniałam, w kilku najbliższych postach w roli głównej wystąpi LAWENDA. Odkryję przed Wami skąd wziął się tyluł bloga. Zacznę od samego początku, bo tak chyba będzie najłatwiej. :) Najpierw były marzenia o fioletowym, pachnącym polu. Żeby LAWENDOWE SNY zaczęły się spełniać pojawiły się plany. Zabraliśmy się za ich realizację od szukania, czytania i badania gleby ---> więcej TU. Potem było przygotowanie pola pod sadzonki czyli oranie z sąsiedzką pomocą. :) O tym też już trochę było ----> o TU, ale bez dokumentacji fotograficznej. 
Zdjęcie jest słabe, bo robione telefonem, ale moment był zdecydowanie znaczący więc nie mogę go pominąć. :) Główne trzy pryzmy udało się usypać mechanicznie, to co zostało pomiedzy nimi rozsypywaliśmy ręcznie.

Wybraliśmy gatunki, hodowców i czekaliśmy na sadzonki. Jak już obsadziliśmy pryzmy zostało pielenie, podlewanie i wyczekiwanie na fioletowe kwiatki.
Hodowcy radzą, żeby w pierwszym roku nie pozwalać lawendzie zakwitnąć, ma ją to wzmocnić na przyszłość. Na szczęście część sadzonek była dwuletnia, bo nie mogłam powstrzymać się, żeby trochę kwiatków zostawić na bukieciki i inne cuda. Przez lato sadzonki sporo urosły, ale to już w kolejnym poście. Dzisiaj na zakończenie pierwsze wyczekane pączki.
Spokojnych lawendowych snów.
u. >I<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz