Skoro czytacie znaczy, że wstawiłam. Po wichurach zasięg na wsi mamy baaaardzo słaby, więc tym bardziej cieszę się, że się udało :). Pokazać Wam chcę wczoraj zapowiedziany kalendarz adwentowy. Do zrobienia go zainspirowały mnie kalendarze, które od kilku tygodni pojawiają się w sieci jak grzyby po deszczu. Dwa szczególnie skradły moje serce: TEN z Zielonego Czółna i TEN Ani-Marii. Mi zamarzył się kalendarz wielorazowego użytku. Taki, który co roku będziemy wyciągać jako pierwszą dekorację świąteczną. Pamiętam z dzieciństwa takie ozdoby, za którymi tęskniłam cały rok. Ich estetyka była koszmarna, ale we wspomnieniach pozostają najpiękniejsze :).
Jestem z niego dumna jak paw i nic tego nie zmieni! :) Chociaż szwy falują jak morze już go uwielbiam. Pierwszy raz uszyłam coś tak "zaawansowanego". Do planowania i cięcia zaangażowany został również mąż, więc jakby nie patrząc to nasze wspólne dzieło. Części składowe to materiał konopny w dwóch kolorach, papiery love&merry ILS, cała szpulka czerwonej nitki(!), trochę czerwonej wstążki i karton do usztywnienia całości. Wymiar wyszedł zacny, bo 45x65cm. Nie ma jeszcze stałego miejsca, codziennie wisi gdzie indziej.
Jeżeli macie ochotę na jeszcze kilka kalendarzy zajrzyjcie TU, w Art-piaskownicy trwa wyzwanie związane z tym tematem.
Udanego weekendu,
u. >I<
śliczny kalendarz, w prostocie zawsze jest TEN urok! u mnie kieszonka 24 tez jest podwójna :)) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń