wtorek, 4 maja 2010

historia pewnej szopki

Na pierwsze dni maja zaplanowaliśmy mnóÓÓÓÓÓóstwo pracy. Zrobiliśmy połowę... albo i nie :). Chyba dlatego, że zapomnieliśmy, że doba ma tylko 24 godziny i że czasami trzeba zregenerować siły żeby robić  coś dalej. Ustalenie logicznej kolejności czynności okazało się raczej niemożliwe, bo ciągle jesteśmy na etapie  sprzątania krokowego - gdzie nie zrobisz kroku jest coś do zrobienia. Tym oto sposobem zostaliśmy z kilkoma  rozdłubanymi meblami i ogródkiem... ale ale... powstała sławojka! Bez sławojki marny wiejski żywot :). Mamy też kawałek widoku. A skąd i jak to już w poniższej fotorelacji.
W taki oto sposób pracą fizyczną i umysłową trzech dziarskich młodzieńców zyskaliśmy widok i miejsce docelowo grillowe. A co robi profesjonalna drużyna rozbieraczy po pracy? Otóż to:
Osiedlamy się powoli w puszczy. Smutno było po tych czterech dniach wrócić do miasta.
u. >I<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz