Zima co prawda już za oknem, ale ja jeszcze trochę jesiennie. Znacie rude skarby jesieni? My w tym roku znaleźliśmy w obejściu takie trochę inne kasztany :) Jestem kociarą i oczywiście od razu zaczęłam zastanawiać się jak zorganizować nowy dom ślicznym sierotkom. Po wizycie u weterynarza okazało się, że mają ponad miesiąc i są za małe w stosunku do liczby przeżytych dni. Nauczyliśmy je jeść i po kilku tygodniach u Kamili - mamy zastępczej, powędrowały do nowych właścicieli. Dwa zostały w rodzinie, dwa przeprowadziły się pod Berlin :) Piszę o tym wszystkim, bo chcę Wam pokazać ciekawe miejsce: http://www.kotkowo.pl/ Jeżeli znajdziecie kotki w Białymstoku lub okolicy, z którymi nie będziecie mieli co zrobić możecie skontaktować się z tą fundacją, która pomoże znaleźć nowych właścicieli, opłaci koszty weterynarza, jedzenia, żwirku i w razie potrzeby znajdzie miejsce, w którym kotki poczekają na nowych właścicieli.
Tak wyrosły nasze czorty po dwóch tygodniach. Roboczo nazwaliśmy wszystkie na "A", tak jakoś wyszło :) Więc były: Atak, Adzia, Albin i Alfred. Atak (wbrew pozorom koteczka) uratowała całą czwórkę piszcząc w niebogłosy, dzięki czemu je znaleźliśmy. Moim osobistym faworytem był Albin, który był najbardziej zabiedzony, a po dwóch tygodniach wyrósł na największego żarłoka :) Rozdaliśmy je bez problemu, było więcej chętnych niż kociaków, ale jakby ktoś miał problem pamiętajcie o kotkowie.
A teraz prezentowo. Mąż mój wymarzył sobie poloneza "borewicza" w swoim wieku. Marzenie raczej wymagające finansowo, więc taką skarbonkę mu wydłubałam.
I jeszcze prezent urodzinowy, który dostałam od swoich sióstr. Wzrusza mnie z powodu starych zdjęć, ale też dlatego, że to scrap :)
Idę zaglądać w przyszłość z wosku. Udanych andrzejek życzę wszystkim.
u. >I<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz